Chorwackie porty i zatoki: Co robić na Kaprije

Jacht w Szybeniku odebraliśmy późnym popołudniem, więc robimy krótki 2-godzinny przelot na wyspę Kaprije by zdążyć przed zmrokiem. Wpływamy do głębokiej zatoki, na lewo od jachtu widać zabudowania małej osady. Kamienne domy, czerwone dachy i deptak, a na prawo od nas dzika natura. W głębi jeden pirs i mnóstwo bojek, tych z wysokim uchem, które bez większego wysiłku da się złapać z burty. Stoimy! Część załogi zna swoje zadania i bez zbędnych pytań woduje ponton, montuje na nim silnik i  zakłada druga cumę pod bojką. Ładniejsza część natomiast krząta się od pokładu do kajut, od kajut do pokładu, pytając się co my tu będziemy robić? Jak mam się ubrać? Czy na pewno nie będzie mi za zimno?  W tym czasie podpływa na pontonie do nas wiekowy Chorwat z siwym wąsem pod nosem. - Dobar dan, how long? - Dobar dan, 46 feet – odpowiadam - 290 Kuna - Skarbnik! Wołam  (…) Hvala, ciao! Ajć! Znowu zapomniałem dać mu śmieci, no nic… sami będziemy musieli się pofatygować. Po przetransportowaniu całej załogi na ląd stoimy w centralnej części wioski, przed nami mały sklep czynny od 8-12 oraz od 17-20 (pozakupowane), a obok niego bankomat!.. Jak tu pięknie, swojsko… Super.. tylko co dalej? W myśl zasady, że podczas rejsu załodze trzeba zapewnić ruch, a przy tym dawkę niezapomnianych widoków proponuję spacer. Kierujemy się w prawo drogą prowadzącą w górę. Przechadzamy się między kamiennymi domami. Niekiedy w zagrodach widać budowy nowych, jednak z roku na rok pojawia się na nich tylko kilka cegieł więcej… najwyraźniej Chorwatom nie spieszono do upragnionej emerytury na spokojnej wyspie. Mijamy tabliczkę „w prawo” z symbolem kościółka i napisem sv. Ante. Zobaczmy! Bardzo wysoko nad innymi domami stoi mały, biały kościółek, jedna msza w niedziele, ale co obok?! Niecodzienna nekropolia wzbudza zdziwienie mojej załogi… jak to tak? Nie w ziemi? – w kamieniu trudno się kopie. Jeszcze kilka lat temu z tego miejsca rozpościerał się piękny widok na zatokę.. teraz zbocze trochę zarosło, ale i tak dostrzegamy naszą Bavarię 46 – stoi! Spokojnie możemy iść dalej. Dochodzimy do miejsca, w którym ścieżka zaczyna prowadzić w dół.. Ale widok! Jaka woda! Wow!... uff.. zadowoleni - myślę sobie. Przed nami lazur, kilka wysp. Na horyzoncie ląd, a w nim miasta Tribunj i Vodice.. Idziemy dalej w dół, dookoła już tylko natura… dochodzimy do zatoczki z rybackimi łódkami.. jaka krystaliczna woda!… przyjrzyjcie się dobrze! Tutaj niektóre kamienie mają dziury… (nie wiem czemu budzą większe zainteresowanie niż katedra w Szybeniku)… Dalej dochodzimy do betonowego tarasu… Rozsiadamy się, zamawiamy po piwku.. to dobre miejsce na bliższe poznanie swojej załogi… Czas coś zjeść! … zatem wracamy do wioski… Jest tam kilka tawern, ale jedna wyjątkowa w drodze powrotnej – Kod Kate. Przesympatyczna  Gospodyni wita Cię uśmiechem… chętnie zagada… po chorwacku. Nie musisz znać języka… ja z niej czytam tylko emocje, a te udzielają się jak nigdzie indziej, słowa są zbędne! Wchodzimy.. miejsca nie ma dużo i niestety wszystko zarezerwowane. Najlepiej teraz wziąć od niej numer telefonu i następnym razem zadzwonić kilka godzin wcześniej i zarezerwować stolik, zamówić „hobotnice ispod peke” (przygotowanie trwa około 2 godziny) i przyjść na gotowe – nie pożałujesz. Tutaj warto wejść nawet by się dowiedzieć, że nie ma miejsc. W drogę! Na „rynku” jest jeszcze kilka restauracji. - Czy tu są jakieś auta? Widziałam tylko małą straż pożarną. - Tak, są dwa – odpowiadam - A gdzie to drugie? - Drugiego nie ma - To jest czy nie ma - Jest ale nie ma - Zgłupiałam - Rano się dowiesz :) Jesteśmy znowu przy nabrzeżu.. po prawej mijamy sklep, kilka restauracji i ogródków, wszystko w pięknym minimalistycznym, morskim klimacie. Zmierzamy do tej najbardziej oddalonej z niebieskim namiotem. Rozsiedliśmy się wygodnie, zamówiliśmy kolacje i popijając chorwackie wino oddajemy się rozmowom, dowcipom i wspomnieniom minionych rejsów. Jednemu z załogantów skończyły się papierosy, co za paskudny nałóg! Niestety nie mógł ich kupić w lokalu, ale okazało się, że konoba i sklep (ten zamknięty) to rodzinny biznes… ile paczek potrzebujesz? – pyta kelnerka - Dwie wystarczą – odpowiada - ale przy okazji możemy kupić również chleb? –Świeży chleb przyjedzie jutro porannym promem ok. 10.00. Już wiemy, że wyprawę do sklepu planujmy po przypłynięciu promu. Wstaje nowy dzień, gdy inni śpią ja korzystam z okazji i biorę morską kąpiel w ciszy i spokoju jakie serwuje mi wyspa. Bardzo szybko inni podchwycili temat - spokój się skończył. Mogłem wziąć za to udział w konkursie skoków na bombę, rywalizacja była bardzo zacięta. OK, starczy mi! W tym momencie do nabrzeża przybija prom. Niecodzienny widok, gdzie ludzie z niego wychodzą nawet z własnymi taczkami, przerwał delikatny warkot silnika. - Kaśka! – wołam – chodź! - O co chodzi? - No chodź! Patrz, mówiłem Ci, że na Kaprije są dwa samochody :) Z promu wyjeżdża śmieciarka, opróżnia kontener wraca na prom by dalej dbać o czystość nieskazitelnej natury całego archipelagu Szybenickiego, taki niedoceniany, cichy bohater – pomyślałem :) To nie wszystko co nas tam spotkało, jest jeszcze kilka rzeczy, których nie zdradzę, nie chcę psuć niespodzianek. Odwiedź Kaprije i przekonaj się sam. Szybkie zakupy, wyciągamy cumy i w drogę! Przed nami kolejne zatoki miasta porty, wakacje się jeszcze nie skończyły… - Panie Kapitanie? - Tak? - Śmieci.. - Ajć!.. w następnym porcie :/ Z żeglarskim pozdrowieniem Grzegorz z YACHTIC
  1. A jak nie ma miejsca na bojkach w Kaprije (jak to się nam przydarzyło na przełomie sierpnia i września 2017, można przejść za cieśninę na bojkowisko na sąsiedniej wyspie Kakan z niewielką konobą. Pomimo nazwy, nie odstrasza ono charakterystycznym dla zatokowych bojkowisk zapachem, może dzięki występującemu za małą wysepką prądowi. Bojki, niestety, także płatne, może dlatego, że bojkowisko jest na oficjalnej państwowej liście i stąd też zakaz kotwiczenia…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sign up to our newsletter!

17 − osiem =