Dziewczyna i morze. Początek.

Jestem dziewczyną z miasta. Nie z Warszawy, ale też nie z Pcimia Dolnego. Lubię przyrodę, ale survival jest mi obcy. Nie dla mnie rozpalanie ogniska krzesiwem by wysuszyć mokre śpiwory w namiocie. Lubię góry – i nie, nie mam na myśli spaceru po Krupówkach. Naprawdę lubię pójść na spacer Doliną Chochołowską czy wejść na Wysoką w Pieninach. Ale na trzytygodniowy trekking po Uralu nikt mnie nie namówi. Lubię wodę –nie przepadam za śmierdzącymi chlorem basenami, ale morze, rzeki, jeziora – już tak. Byłam kiedyś na rejsie na Mazurach, pływałam na windsurfingu po Zatoce Gdańskiej, próbowałam nawet nurkowania. Ale rejs po morzu? Dwutygodniowy? Oj nie… nie dla mnie śmierdzący rybą kuter, koszmarna wilgoć i wieczne, niekończące się bujanie. Bo tak wygląda rejs morski, prawda? I na taki rejs dostałam propozycję wyjazdu… Ale…”Korzystaj z każdej chwili, by nie przegapić życia…”. Zdecydowałam się. Co mi tam. Ostatecznie to tylko dwa tygodnie i przecież nie w kolonii karnej.

I co? I tu właściwie zaczyna się moja opowieść.

Pływaliśmy po Chorwacji. Jacht – pływający hotel, bo jak inaczej nazwać łajbę z czterema kabinami, dwoma łazienkami i kuchnią dwa razy większą niż w moim pierwszym mieszkaniu? Pościel, ręczniki do kompletu, pachnące mydło w płynie. Prysznic z ciepłą wodą na pokładzie i, to spodobało mi się najbardziej, dwie ogromne poduchy-materace na deku…

Marzy Ci się rejs jachtem?

Czarter jachtu jest łatwiejszy niż myślisz! Zapoznaj się z naszym poradnikiem i krok po kroku zorganizuj wspaniałe wakacje na wodzie. Dowiedz się więcej
Rozpakowaliśmy się – spokojnie mogłam zabrać więcej rzeczy, tyle tu miejsca w kabinie, teraz się zmarnuje :). Zrobiliśmy zakupy (Boże, jak te pomidory pachną, a cebula – tak słodka, że można ją jeść jak jabłko) i… wypływamy. Było tam jeszcze parę rzeczy do zrobienia, sprawdzenie jachtu, nabranie wody do zbiorników itp., ale nie leżało to w moich kompetencjach… ;). Wypływamy… i tą chwilę, spośród tysiąca innych, zachowam w pamięci. Widok starego miasta od strony morza. Świeże powietrze wypełniające płuca. Wiatr na twarzy. I to uczucie wolności… Możemy płynąć gdzie chcemy. I zatrzymać się gdzie nam się zamarzy. Czuję się jak dziecko, które za chwilę odpakuje prezent. Bo już wiem, że przygoda, która właśnie się zaczyna będzie tą, o której się mówi – dlaczego dopiero teraz? Ciąg dalszy wkrótce... Ściskam Was gorąco :) Ewa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Sign up to our newsletter!

siedemnaście − 14 =